Nie wiedziała, jakim cudem mu zapłacą. Nie miała pojęcia, co o ich sytuacji finansowej
naopowiadał Shep, żeby go tu zwabić. Wiedziała tylko, że mąż wierzył w Avery’ego Johnsona. Johnson nie miał sobie równych, a Shep uważał, że jego dzieci muszą dostawać wszystko najlepszej jakości. Takie było wyobrażenie szeryfa O’Grady’ego o roli ojca, co z jednej strony wściekało Sandy, a z drugiej łamało jej serce. – Może pani być spokojna. Nie pozwolę, by ława przysięgłych choć przez chwilę pomyślała, że państwa syn jest winny. – Avery znowu uśmiechnął się krzepiąco. – Ale nie występujemy jeszcze przed ławą przysięgłych. Za sześć miesięcy będę pertraktował w sprawie przyszłości Danny’ego z Charlesem Rodriguezem i sędzią Matthewsem, który, mówiąc szczerze, jest beznadziejnym starym prykiem i gdyby mógł, wprowadziłby z powrotem do szkół kary cielesne. On z pewnością nie wątpi w winę waszego syna i uważa, że chłopak powinien za to wisieć. Na szczęście prywatne opinie Matthewsa nie mają na tym etapie większego znaczenia. Zastanowimy się tylko, który sąd przejmie sprawę. Muszę więc udowodnić, że bez względu na to, czy Danny jest winny, czy nie, będzie lepiej i dla samego podejrzanego, i dla całej społeczności, jeśli proces odbędzie się w sądzie dla nieletnich. – Bo nawet jeśli Danny jest masowym mordercą, z czasem zostanie w cudowny sposób uleczony? – Właśnie. I nie ma w tym żadnego cudu. Przez całą noc czytałem artykuły o przestępczości nieletnich. Eksperci często powołują się na „zjawisko zaniechania”. U chłopców w wieku od dwunastu do osiemnastu lat obserwuje się zwiększoną skłonność do działalności przestępczej, bo na tym etapie rozwoju nastolatek nie zawsze potrafi sobie poradzić z burzą hormonów. Potem dorośleje, zaczyna pracować, tworzy trwalsze związki, zakłada rodzinę. Nawet ci, których wcześniej uważano za chuliganów, dojrzewają i często prowadzą normalne życie. – Więc jeśli Danny jest niewinny, to jest po prostu niewinny. Ale jeśli jest winny, to tylko taka faza jego rozwoju? To będziemy udowadniać w sądzie? – Głos Sandy wznosił się na coraz wyższe rejestry. Nie mogła się powstrzymać. To jakiś absurd. Obłęd. Shep rzucił żonie pełne zniecierpliwienia spojrzenie. – Na litość boską, Sandy, a co chciałabyś usłyszeć? Przecież Avery ci powiedział, że postara się, żeby Danny nie stanął przed sądem dla dorosłych. W ten sposób właśnie można to osiągnąć. – Sandy... – Avery zaczął pojednawczo. Sandy przerwała mu. – Nie wiem, co chcę usłyszeć! Może to, że mój syn nie potrafiłby zastrzelić trzech osób. Że moje dziecko nie jest mordercą, że to wszystko jakaś wielka pomyłka. – Uderzyła ręką w stół. – Popatrzcie na siebie, omawiacie tu prawnicze teorie, ustalacie strategię. To nie mecz piłki nożnej. Nie w tym rzecz, kto wygra, a kto przegra. Tu chodzi o naszego syna! Chodzi o nasze życie! Jak będziemy mogli spojrzeć ludziom w oczy, jeśli wszyscy uznają, że Danny jest mordercą? Co powiemy Becky? Boże, Shep, nie widziałeś, co nam napisali na garażu? Zabiją go. Mieszkańcy Bakersville winią Danny’ego za śmierć dwóch dziewczynek i wcześniej czy później ktoś go zabije. Jezus Maria. Jezus Maria, Jezus Maria, Jezus Maria! Sandy poderwała się z krzesła. Zdała sobie sprawę, że nie panuje już nad łzami. Shep nie próbował jej pocieszyć. Zeszłej nocy chciał wrócić do łóżka żony po miesiącach spania osobno. Mówił chrapliwym głosem. Tłumaczył, że tylko pragnie ją przytulić. Może na chwilę zapomną o tym, co ich dzieli. Kiedyś przecież byli dobrymi przyjaciółmi. Ale gniew tkwił w Sandy zbyt głęboko. Patrzyła na męża, ojca swoich dzieci, nagiego i bezbronnego z przygarbionymi plecami i myślała tylko o jednym: jeśli Danny dopuścił się morderstwa, winę za to ponosi Shep. Zbyt mocno naciskał chłopaka. Nigdy nie rozumiał, że Danny jest inny, bardziej wrażliwy, tak jak ona. Próbował siłą wciągnąć go do swego aroganckiego męskiego świata. Złamał ich syna. Zniszczył ich rodzinę. Sandy nienawidziła go z całego serca. Uczucie to przeszyło jej ciało i równie szybko, jak się pojawiło, znikło. Nie miała już nic. Stała w swojej kuchni pusta, wyczerpana, chwiejąc się na nogach. I wtedy zobaczyła Becky, która obserwowała ją poważnymi niebieskimi oczami. – Mamo, nie daj, żeby złapał cię potwór – powiedziała.