pozwoli się jej wyspać, a kiedy się obudzi, zamówi dla niej
taksówkę. Westchnęła cicho. Śniło się jej, że Theodore Montague wpatruje się w nią z nieodgadnioną miną, stojąc jednak w bezpiecznej odległości. Poruszyła się lekko przez sen. Zapragnęła, by podszedł bliżej, tylko na moment, tak aby ich dłonie mogły się spleść... ROZDZIAŁ PI Ą T Y Nie minęło dziesięć dni, a Lily czuła się już, jakby mieszkała z rodziną Montague od zawsze. Szybko ustaliła porządek dnia, który wydawał się każdemu odpowiadać. Theo we wszystkim zdał się na nią. Od trzeciego dnia wychodził do pracy o dziewiątej i rzadko wracał przed siódmą wieczorem, a niekiedy nawet później. Lecz Lily dbała, by zawsze czekała na niego smaczna i pożywna kolacja, którą zjadali razem. Pewnego wieczoru, gdy już zmywali naczynia, spytała: – Zgodziłbyś się, żebym jutro wybrała się z dziećmi na piknik na wrzosowiska? Prognozy mówią, że ta piękna pogoda nie potrwa już długo, więc warto z niej skorzystać. – Czemu nie? Dzieciaki z pewnością będą zachwycone, a nie ma to jak jedzenie na świeżym powietrzu. – Tylko, że... – zająknęła się – mój samochód nie jest tak elegancki i wygodny, do jakiego przywykły. – Och, im jest wszystko jedno – rzucił beztrosko. – Jednak będą potrzebowały fotelików dziecięcych. – Wiem. Mam dwa z czasów, gdy opiekowałam się Bellą i Rosie, ale brakuje trzeciego. – Rano wyjmę go z mojego samochodu – obiecał, idąc za nią do salonu. Weszło już w zwyczaj, że po kolacji Lily zostawała jeszcze trochę i zdawała Theo relację z wydarzeń dnia. Zauważyła, że szczególnie interesował się zachowaniem córki. Zapewniała go niezmiennie, że Freya jest bardzo grzeczna i zaskakująco dojrzała jak na swój wiek. – Uwielbia pomagać mi w opiece nad chłopcami oraz przy wszystkich innych zajęciach – mawiała, a on kiwał głową ze zdziwienia i smutku, że do niego córka odnosi się tak chłodno. Teraz siedzieli przez chwilę w milczeniu, a potem Theo wstał, podszedł do okna i odwrócił się do Lily. – Chciałbym prosić cię o jeszcze jedną przysługę – zaczął. – Śmiało – rzuciła. Pomyślała z radością, że nawiązała ze swym chlebodawcą swobodne stosunki i nie musi już nieustannie uważać przy nim na każde słowo. W istocie, ich relacja bardziej przypominała przyjaźń. – Wyjeżdżam na trzydniową konferencję – oznajmił. – Mogłabyś przez ten czas zamieszkać u mnie? Poprosiłbym o to Beę, ale dziś rano powiedziała mi, że w tym tygodniu Joe idzie do szpitala na serię badań. – Naturalnie, zostanę tutaj – odrzekła szybko, zadowolona w duchu, że oszczędzi jej to konieczności cowieczornych powrotów do domu. – Czy to będzie kolejna wycieczka do Rzymu? – spytała z uśmiechem. – Niestety nie. Tym razem jadę do północnej Anglii – odparł i w zadumie przyjrzał się Lily. Zaskakująco dobrze pamiętał ich krótki pobyt we Włoszech i wciąż jeszcze nie mógł uwierzyć swemu