- Może ta wasza sąsiadka coś wie?
- Nicki jest z mężem na Cyprze. - Tony podszedł do zlewu i odkręcił kran. - Jo pewnie robi zakupy czy coś... Na twoim miejscu byłbym wściekły, jak mogła tak cię urządzić? - Mnie to w ogóle nie przeszkadza, kocham Irinę i cieszę się, że jest ze mną. Tony spłukał największy brud i wycisnął na dłonie trochę mydła w płynie. - Ale i tak nas wykiwała. Zresztą sam jej poradziłem, żeby poszła spotkać się z koleżanką. - Jaką koleżanką? - Nie wiem. - Myśli Tony'ego krążyły już wokół drinka. - Możesz jeszcze przetrzymać Irinę? - Oczywiście, tylko pamiętaj, żebyś zadzwonił do mnie od razu, jak Joanne się odezwie. - Jasne. Chociaż do ciebie na pewno odezwie się najpierw. - Mam nadzieję. 44 Chociaż w poniedziałkowe popołudnie powinien się zajmować wieloma innymi sprawami, Allbeury - niespodziewanie dla samego siebie - poświęcił je głównie Lizzie Piper i jej mężowi. Spodziewał się - myślał teraz, nalewając sobie skromną dawkę scotcha z karafki w zaciszu swego gabinetu - znaleźć w interesującym domu, gdzie być może nie brakowało normalnych konfliktów; w małżeństwie ludzi sukcesu, z których jedno uprawia najbardziej arogancki zawód na świecie i jednocześnie jest poważnie zaangażowane w działalność dobroczynną, nie mogło być inaczej. Allbeury w ciągu wielu lat nauczył się nie przywiązywać specjalnie wagi do pozorów; wiedział lepiej od innych, jak bardzo poobijane, wręcz poranione od wewnątrz bywają tak zwane porządne małżeństwa, jak nawet najpiękniej błyszcząca para potrafi się pokryć śniedzią. Tutaj od samego początku, mimo ciepłej serdeczności Lizzie i dobrego humoru Wade'a, miał wrażenie, że dzieje się coś bardzo niedobrego. I nie chodziło tylko o dzieci. Wiadomość z Marlow nadeszła, jak sobie przypominał, już po pierwszym drobnym spięciu, dotyczącym opery. W ciągu dwóch sekund od Lizzie, wydawałoby się, uroczej, ciepłej kobiety, powiało takim lodem, że aż wzbudziło to jego ciekawość. Potem oczywiście dowiedziała się o chorobie dzieci, on zaś nie miał jeszcze wtedy pojęcia o dystrofii mięśniowej drugiego syna. Biedne dziecko! Takie nieszczęście z pewnością musiało być nieustającym źródłem cierpienia i strachu dla całej rodziny, zwłaszcza przy dodatkowym zagrożeniu infekcją. Biedna Lizzie! Dopiero jednak gest, który zauważył przy