dowiedzieć. Ściągnęli go na ten semestr, są zachwyceni, że się zgodził,
podobno jeździ z wykładami po całym świecie. Mogłybyśmy kiedyś pójść i posłuchać, ale nie wiem, kiedy on ma zajęcia. - Nie spytałaś? RS 80 - Oczywiście, że nie. Stacey zachichotała. - W takim razie ja go jutro spytam. Ciągle tylko pracujesz, więc przy twoim trybie życia pójście na uniwersytecki wykład rzeczywiście będzie stanowić nie lada rozrywkę. No ale wykłady takiego faceta na pewno są ekscytujące... Przyjaciółka nie odpowiedziała, dokończyły zmywanie w milczeniu, weszły na górę, powiedziały sobie dobranoc i rozeszły się do swoich pokojów. Jessica zawahała się przed drzwiami balkonowymi, gdyż najlepszy pokój gościnny sąsiadował z jej sypialnią, a w tym najlepszym pokoju znajdował się ich nowy lokator... Wolałaby go nie spotkać. Wyszła na balkon, zerknęła w bok, ujrzała zamknięte drzwi i zaciągnięte zasłony, za którymi nie paliło się światło, widocznie on już się położył. Spojrzała na niebo, niepokojąco podbite czerwienią, poczuła lodowaty podmuch i wiedziała, że to się zbliża. Wycofała się do pokoju, a gdy kładła się spać, uświadomiła sobie, że widok Bryana wywołał w niej odległe, bardzo odległe wspomnienia i kazał jej myśleć o czasach, gdy wierzyła w życie, w miłość, w wierność, w walkę o to, co dobre. O czasach, gdy była młoda i pełna idealizmu. I taka naiwna... Uderzyła pięścią w poduszkę. Dobry Boże, to było całe wieki temu! Po co o tym myśleć? A jednak nie mogła zasnąć, dziwnie poruszona faktem, że on znajduje się tak blisko, za ścianą. Jessica niemal zdawała się słyszeć bicie jego serca, czuć pulsowanie jego krwi - jakby leżał tuż przy niej. Poprawiła poduszkę, lecz nic nie pomogło. Chyba czekała ją bezsenna noc. Patrzył. RS 81 Ukryty w cieniu, ukryty w ciemności, patrzył. Obserwował. Przepełniony furią. Odrzucił głowę do tyłu, napawając się poczuciem mocy, która znowu w nim rosła. Długo czekał na tę chwilę. Nareszcie nadszedł czas zemsty, a smakowała ona tym słodziej, że była tak bardzo wyczekana. On wreszcie się ujawni, zada ból i cierpienie, będzie torturował ofiary, a potem je zniszczy raz na zawsze. Żałosne istoty, przekonane o tym, że cnoty chronią je jak pancerz. Że są górą, gdyż stoją po stronie dobrej sprawy. Głupcy, zaślepieni własną żałosną ignorancją. Zbliżył się do domu niczym cień, cień sunący tak płynnie i miękko jak krew płynąca w żyłach. Jakie to ostatecznie okazało się łatwe! Mógł teraz wejść i rozprawić się ze wszystkimi, którzy tam przebywali. Poczuł pokusę, by tak zrobić, by okazać swoją moc, moc, za którą stały wieki, najpotężniejszą moc na ziemi. Jego wola była silniejsza niż wola tych słabych istot, które tak śmiesznie wierzyły w siebie i swoje dobro. A jednak... Eksplodował w nim dziki gniew, gdy jakaś siła nie pozwoliła mu wtargnąć do domu, który okazał się niedostępny niczym ufortyfikowana przeciw niemu twierdza. Coś broniło mu wejścia. Rozwścieczony, jeszcze kilka razy próbował wedrzeć się do środka, lecz nie zdołał sforsować