rodzicom, kiedy się uspokoją i zechcą jej wysłuchać.
Jedno było pewne: za nic w świecie nie wyjdzie za Sinclaira Graftona, markiza Althorpe. 2 Ten przeklęty drań Marley nadal próbował zniszczyć jego życie. Postanowił mu odpłacić, ale zważywszy na konsekwencje ostatniego wieczoru, nie był pewien, czy nie powinien raczej go zabić niż odbierać mu kobietę. Rozległo się pukanie, ale Sinclair nie przerwał golenia. - Nie - rzucił krótko, widząc, że jego lokaj rusza ku drzwiom. - To może być coś ważnego - zauważył Roman. - A jeśli pańska narzeczona uciekła z Anglii? - Albo przybył któryś z jej wielbicieli, żeby mnie zastrzelić. Nie obawiał się żadnego. Na takie właśnie okazje trzymał w kieszeni pistolet o rękojeści z kości słoniowej. Stukanie się powtórzyło, tym razem głośniejsze. - Panie Sin... - Nie bądź taki nerwowy. Lokaj przez chwilę mierzył go wzrokiem, po czym wbrew zakazowi poszedł otworzyć drzwi. - To Milo. Sinclair nie skarcił go za nieposłuszeństwo, tylko dalej golił się spokojnie. - Dziękuję, Romanie. Spytaj, czego chce. - Zapytałbym, milordzie, ale on nadal ze mną nie rozmawia. Za każdym razem, gdy lokaj mówił do niego „milordzie", brzmiało to jak „idioto". Sin z westchnieniem rzucił brzytwę do miski i sięgnął po ręcznik. Wytarł resztki piany i podszedł do drzwi. - O co chodzi, Milo? Kamerdyner minął Romana, nie zaszczycając go spojrzeniem. - Listonosz właśnie przyniósł korespondencję dla pana, milordzie. Od lady Stanton. - Dziękuję. - Sin schował list do kieszeni. - Milo, często przerywałeś toaletę mojemu bratu z błahych powodów? Sługa poczerwieniał. - Nie, milordzie. - Uniósł spiczasty podbródek. - Ale jeszcze nie znam pańskich zwyczajów. Poza tym nie wiedziałem, że ten list jest mało ważny. Przepraszam, że się pomyliłem. - Przeprosiny przyjęte. Wyślij lady Stanton bukiet róż wraz z pozdrowieniami. I poinformuj panią Twaddle, że dzisiaj nie będę jadł kolacji. - Dobrze, milordzie. -Milo.