Nowego Jorku. Rainie musiała jeszcze załatwić dwie sprawy, potem nade¬
szłaby jej kolej. Zatrzymała się pośrodku pustego parkingu i zaczęła wpatrywać się w gęsty mrok. Gdzieś poza zasięgiem wzroku słychać było szum samochodów na autostradzie. Światło latarni odbijało się od błyszczących kamyków w asfalcie. Poczuła intensywny zapach kapryfolium i jeżyn. - Witam panią. Przestraszyła się i odwróciła gwałtownie, jednocześnie sięgając po swojego glocka. Phil de Beers, niewysoki, elegancko ubrany mężczyzna, stał w drzwiach budynku. Patrzył na nią z zaciekawieniem. Był bardzo podobny do osoby ze zdjęcia przesłanego Internetem. - Zechce pani wejść? - spytał uprzejmie. Zadrżała, po czym przytaknęła. - Przygotowałem kawę - powiedział chwilę później, zachęcając gestem do wejścia. -Nie wiem, co jest z tymi burzami. Generują taką wilgotność, że szczury po prostu się topią. Ja odczuwam wtedy potrzebę napicia się czegoś gorącego. Albo whisky. Ale ponieważ jest to wizyta zawodowa, poprzestaną na kawie. - Świetnie - odparła Rainie, czym zasłużyła sobie na szeroki serdeczny uśmiech. - Przyłapała mnie pani. Mam nieduży zapas czegoś mocniejszego... - Tak - powiedziała ponuro - ale jestem alkoholiczką. Napiję się tylko kawy. - Świetnie - odpowiedział. Rainie stwierdziła, że już go bardzo lubi. Najpierw weszli do malutkiej kuchni, z której korzystali wszyscy mieszkańcy budynku. Phil dolał sobie do kawy odrobiną whisky. Rainie zaczęła dodawać śmietanki i cukru, aż detektyw de Beers wreszcie się roześmiał. - Widzę, że jest pani uzależniona - skomentował. - Cukier i tłuszcz to powszechnie akceptowane narkotyki. - Na dodatek dobrze je pani toleruje - zapewnił, przyglądając się uważnie jej figurze. Weszli do biura. Usiadł przy biurku w czerwonym skórzanym fotelu. Dla Rainie pozostało stare kuchenne krzesło, które -jak wywnioskowała - miało zniechęcać interesantów do zbyt długich wizyt. Phil podniósł nieduży szklany talerz. - M&M'sa? Rainie pokręciła głową. On wziął pełną garść. - Ja też mam problemy z uzależnieniem - przyznał wesoło. Zaczął żuć cukierki, a w tym czasie Rainie przyglądała się gabinetowi. 147 Pokój nie był duży, ale wystarczająco przestronny. Na jednej ścianie znajdowały się dwie półki pełne takich wydawnictw jak „Prawo stanu Wirginia" oraz sterty czasopism prawniczych. Na drugiej ścianie znajdowała się gale¬ ria dokumentów oprawionych w ramki. Dyplom ukończenia akademii policyjnej w Wirginii. Liczne czarno-białe zdjęcia de Beersa w towarzystwie różnych mężczyzn w garniturach. Pomyślała, że to pewnie jacyś ważni ludzie. - Ważne osoby? - spytała, wybierając przypadkowe zdjęcie. - To jest dyrektor Freeh - odpowiedział. - Kim jest dyrektor Freeh? De Beers uśmiechnął się do niej szeroko. - Szef FBI. - Aha, ten dyrektor Freeh. - Rainie umilkła i zaczęła popijać kawę. Z dodatkiem whisky smakowałaby o wiele lepiej. - Tak więc - zaczął de Beers - zgodnie z pani prośbą obserwuję panią Mary Olsen. Wyjątkowo nudna osoba. Nie wychodziła z domu ani wczoraj,